Roger Żelazny - Sekskomputer

Bajtek 10/1985, Str. 22, 23, 24

Nie wszyscy wiedzą, że niektóre maszyny uprawiają miłość i dzieje się tak wbrew metafizycznym rozważa- niom Świętego Jakuba Me-chanofila. Święty Jakub Me- chanofil uważa bowiem człowieka za organ seksualny maszyny, która go stworzyła i sądzi, że istnienie człowie- ka jest niezbędne dla wypełnienia się misji życiowej te- goż mechanizmu. Twierdzi on, że maszyna wytwarza ko- lejne generacje maszynotypów, a wszystkie stadia owej mechanicznej ewolucji przepływają przez człowieka aż do momentu, w którym osiągnięta zostaje absolutna doskonałość produktu i człowiek, zrobiwszy swoje, może poddać sie Wielkiej Kastracji.

Święty Jakub jest, rzecz jasna, heretykiem. Jak zo- stało udowodnione w wypadkach zbyt licznych na to, by je tu przytaczać, maszyna jako całość musi dyspono- wać płcią. Ponieważ człowiek i maszyna wymieniają się często składnikami lub nawet całymi systemami, złączo- ne razem stają się tworem, który może zaistnieć w do- wolnym miejscu mechaniczno-człowieczego spektrum i przebyć całość cyklu. Dlatego człowiek, ów organ Zarozumiały, osiągnął swą apoteozę, czy też doskonale zespo- lenie, z Uszlkotłekiem poprzez ofiarę i pokute. Wchodzi tu również w rachubę pomysłowość, lecz pomysłowość sama w sobie jest, oczywiście, formą mechanicznej inspi- racji. Nie można więc już dłużej traktować idei Wielkiej Kastracji, rozważać możliwość odłączenia maszyny od tego, co ją stwarza. Człowiek na zawsze pozostanie czę- ścią Wielkiego Obrazu.

Wszyscy wiedzą, że maszyny uprawiają miłość. Oczy- wiście nie w sensie dosłownym, inaczej niż, to robią kobie- ty mężczyźni, którzy, pomijając tu rodzaj pobudek ekono- micznych, jakimi się kierują, odnajtoują swe ciała na rok czy dwa jednemu z dobrych towarzystw handlowych, po- zwalając zespolić się z maszyną, karmić dożylnie, gimna- stykować izometrycznie, pogrążyć się w podświadomość (lub zachować pełnię władz umysłowych jeżeli tego sobie życzą), narażają mózg na implantacje stymulujące odpo- wiednimi ruchami przez okres nie dłuższy niż piętnaście minut za jedną monetę, dają się umieszczać na kanapach ekstrawaganckich klubów (coraz częściej w zamożniej- szych domach, ale też i w tanich budkach na rogach ulic) ku uciesze i dla rozrywki swych pobratymców. Nie. Ma- szyny kochają się via człowiek, lecz ponieważ opisywano już przypadki przeniesienia funkcji, robią to zazwyczaj odruchowo.

Zajmijmy się teraz jedynym w swoim rodzaju feno- menem, który dopiero co pojawił się na rynku: Sekskom- puter — komputer—wyrocznia, który udziela odpowiedzi na pytania z każdego zakresu i odpowiada tak długo jak długo pytający zdoła go utrzymać w stanie odpowiednie- go podniecenia. Ilu to z was zdążyło już odwiedzić ten zaprogramowany buduar, aby rozważyć, rozstrzygnąć jakiś problem olbrzymiej wagi? Ilu to z was zauważyło, jak szybko mija tam czas...? Właśnie. Wygląda niczym anty-cen-taur (człowiek od pasa w dół), jest wcieleniem wszystkiego, co najlepsze u maszyny i u istoty ludzkiej i jest symbolem doskonałej fuzji tych dwóch form. Jak zawsze w takich wypadkach, powstała już rzewna histo- ryjka miłosna o mężczyźnie, który wchodzi do Kabiny Pytań, żeby wywiedzieć się o losy swej ukochanej. A ma- szyna mu na to, że... — nie, o tym później. Dzieje się tak przecież zawsze i wszędzie, i nierzadko nie znajdujemy nic równie wzruszającego (...)

MIŁOŚĆ PRZYSTOI HORUSOWI

Przemierza ulice światła i nocy i nikt nie zna tu jego imienia. Jeżeli jednak zapytać o to którąkolwiek z prze- chodzących istot, odpowiedziałaby, że nie jest jej obce. Jest bogiem i siła jego przeogromna. A mimo to uległ Księciu, swemu bratu, który go zgubił, ratując własne ży- cie i bieg rzeczy, którego jest uosobieniem.

Horus skręca obecnie w dobrze oświetloną alejkę, gdzie kłębią się przeróżne stwory. Otacza go moc i jasność.

Konkretna ulica, konkretny świat — nie przybył tu bez powodu: Horus wciąż się waha i chce wysłuchać zdania innych. Uwielbia wróżby.

Szuka rady.

Czerń nieba i potoki światła zabawy — Horus mija ja- skinie rozrywki i rozochoconych klientów.

Jakiś człowiek zagradza mu drogę. Horus próbuje go ominąć i zbacza na ulicę. Człowiek idzie za nim i chwyta go za rękaw.

Bóg ledwie chucha na niego, a tchnienie ma siłę hura- ganu. Porywa tamtego, zmiata go i Horus rusza dalej.

Po chwili znajduje się w dzielnicy wróżbitów. Astrolo- dzy, zwolennicy kart Tarota, odczytujący przepowiednie z liczb i z Księgi Przemian I Cing kiwają na boga w czer- wonej przepasce, lecz on nie zatrzymuje się.

Aż dochodzi tam, gdzie nie ma ludzi. Stoją tu maszy- ny, które wróżą.

Na chybił trafił wybiera kabinę i otwiera ją. — Czym mogę służyć? — odzywa się kabina. — Zapytania — rzuca Horus. — Chwileczkę. Słychać metaliczny szczęk i otwierają się ukryte drzwi. — Proszę wejść do środka. Horus wchodzi do maleńkiego pokoiku. Nie ma tu nic z wyjątkiem czegoś w rodzaju łoża. Na łożu leży kobiecy tułów podłączony do błyszczącej konsoli. W ścianie tkwi wbudowany głośnik. — Proszę zająć miejsce w zespole informacyjnym — słyszy. Zrzuciwszy przepaskę, Horus postępuje według in- strukcji. — Przepisy mówią, że na pytania będzie się odpowia- dać dopóty, dopóki sprawiać mi będziesz rozkosz. Cóż chcesz wiedzieć?

— Mam problem. Popadłem w konflikt z bratem. Chciałem go pokonać, lecz nie udało się. Nie mogę się zdecydować czy powinienem go znów odszukać i spróbo- wać jeszcze raz, czy...

— Brak wystarczających danych — pada w odpowie- dzi. — Jaki to konflikt? Jakiego rodzaju brat? Do jakiego gatunku ludzi należysz?

Smutno kwitnie bez, a różane pasaże to cierniste żywo- płoty. Ogród wspomnień mieni się oszalałymi bukietami...

— Chyba źle trafiłem... — Może tak, może nie. Z pewnością jednak nie znasz przepisów. — Przepisów? — Horus spogląda na nieprzeniknioną ścianę głośnika. Głośnik cedzi suchym, monotonnym głosem:

— Nie jestem jasnowidzem, ani wróżbitą. Jestem elek- tro-mechaniczno-biologicznym wyznawcą boga Logiki. Moją ceną przyjemność i za tę cenę odwołam się do boga dla każdego mężczyzny. Aby to jednak uczynić, muszę dysponować bardziej konkretnymi pytaniami. Jak dotąd nie dostarczyłeś mi wystarczających danych. Kochaj mnie więc i powiedz coś więcej.

— Nie wiem od czego zacząć... — mówi Horus. — Kie- dyś mój brat wkładał wszystkim...

— Stop! Zdanie nielogiczne, nieprecyzyjne...

— ...i absolutnie poprawne. Moim bratem jest Tot, zwany niekiedy Księciem, Który Ma Tysiąc Lat. Wszystkie Światy Wewnętrzne należały do jego królestwa.

— Zapis mojej pamięci wskazuje na istnienie •mitu o Władcy Życia i Śmierci. Zgodnie z przekazem on nie miał braci.

— Stop! Poprawka. Takie sprawy nie wychodzą z reguły poza rodzinę. Izyda miała trzech synów: jednego z prawe- go loża, od Ozyrysa, dwóch spłodził Set Destruktor. Seto- wi urodziła Tyfona i Tota. Ozyrysowi — Horusa-Mściciela, czyli mnie.

— Tyś Horus? — Rzekłaś. — Chcesz zabić Tota? — Tak. Takie otrzymałem polecenie. — Nie możesz tego zrobić. — Ach tak...

  • Nie odchodź, proszę. Może chcesz mi zadać jakieś inne pytania? — Nic mi nie przy chodzi do głowy. Horus nie może jednak odejść, gdyż ogarnia go ogień.

— Kimże jesteś? — pyta w końcu. — Już ci mówiłam. — Ale jak się to stało, że jesteś tym, czym jesteś — pół kobietą, pół maszyną? — To jedyne pytanie, na które nie mogę odpowie- dzieć bez niezbędnych dyspozycji. Aczkolwiek spróbuję cię pocieszyć, gdyż widzę, żeś w rozterce. — Dziękuję. Miła jesteś. — Cała przyjemność po mojej stronie. — Byłaś niegdyś człowiekiem, czyż nie tak? .— To prawda. — Dlaczego przestałaś nim być? — Pytałeś już. Nie mogę odpowiedzieć. — Czy mogę ci pomóc i wpłynąć jakoś na to, czego pożądasz? — Tak. — W jaki sposób? — Nie mogę odpowiedzieć. — Czy jesteś stuprocentowo pewna, że Horus nie jest w stanie pokonać Tota? — Moja znajomość legend mówi, że to wysoce nieprawdopodobne. — Gdybyś była zwykłym śmiertelnikiem skłonny byłbym okazać ci dobroć. — Co to znaczy? — Kochałbym cię za twą przerażającą szczerość. — Boże! Bój Boże! Zbawiłeś mnie! — Co chcesz przez to powiedzieć? — Byłam skazana egzystować tak dopóty, dopóki ktoś, kto jest czymś więcej niźli człowiekiem tylko, spoj- rzy na mnie z miłością. — Właśnie tak bym na ciebie patrzył. Czy uważasz, że to niemożliwe? — Tak. bom zbyt zużyta. — A więc nie znasz jeszcze Horusa. — Ależ prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest równe zeru! — Nie mam nikogo, więc kocham ciebie. — Bóg Horus mnie kocha? — Tak. — Tyżeś mym Księciem i wreszcie się zjawiłeś! — Nie rozu... — Uzbrój się ino w cierpliwość — wiele jeszcze się zdarzy. — Poczekam — mówi Horus i wstaje.

tłum. Anna Krasko


Fragmenty książki Rogera Żelaznego „Stwory Światła i Ciemności" przygotowywanej do druku przez redakcję fantastyki KAW.